Satyryczny hit, który podbija Netflixa. Kogo bawi "1670"? #OnetAudio
O serialach - Un pódcast de Onet - Viernes
Categorías:
Całość bezpłatnie TYLKO w aplikacji Onet Audio. W przedświątecznym odcinku podcastu "O serialach" Bartosz Węglarczyk oraz Piotr Markiewicz spotykają się, by ponownie wziąć na tapet to, co na srebrnym ekranie nas interesuje, nudzi, wciąga i bawi — a zdaje się, że nic nie rozbawiło nas ostatnio bardziej niż serial Netflixa "1670". Co sądzą o nim redaktorzy? Zapraszamy do słuchania! — Jest to rzecz świetna. Mi się bardzo podoba — mówi o serialu "1670" Bartosz Węglarczyk — Uważam, że są tam oczywiście słabe momenty, które wynikają z bardzo prostej rzeczy: my nie mamy nawyku, tak jak jest na przykład w Stanach, Wielkiej Brytanii czy Francji, że scenariusze do takich rzeczy robi grupa ludzi. Jak masz grupę ludzi to ty masz słabszy pomysł, ale ktoś inny ma lepszy i to się uzupełnia. Nas nie stać po prostu na takie wybryki. W tym serialu to widać, jednak ten serial ma wystarczająco dużo świetnych momentów, żeby być najśmieszniejszą rzeczą polską, jaką widziałem od bardzo dawna. Śmiałem się na tym serialu wielokrotnie. — W ogóle nie chcę mówić nic złego na temat tego serialu, bo to nie jest tak, że on mi się nie podoba. Ja po prostu w ogóle nie lubię konwencji mockumentary — wyjaśnia Piotr Markiewicz — Bardzo doceniam, że to odnosi sukces, ale ja nie jestem w stanie przebrnąć przez tę formułę. Musiałbym z bólem serca to krytykować, po prostu się tym nie zajmuję — dodaje. — Teraz jest taka moda, którą popieram, że pokolenie lub dwa pokolenia niżej ode mnie oglądają te filmy, które w latach 2000. miały premierę, między innymi "Love, Actually". Bardzo doceniam to, że dużo osób teraz dyskutuje o tym, jak są pokazywane kobiety, że — na co ja z kolei nie zwracałem uwagi — kobiety są zawsze paniami domu, służącymi lub asystentkami w tym filmie. Jak się na to spojrzy z dzisiejszej perspektywy i krytyki, to generalnie tak jest. Niestety mam już coś takiego, jak wiele osób ma z wieloma filmami z PRL-u. Coraz bardziej nabieram przekonania, że "Love, Actually" rzeczywiście takie jest, jak się je teraz opisuje — mówi Piotr Markiewicz.